czwartek, 21 marca 2019

Kij w nauczycielskie mrowisko


Trudno mi uwierzyć w istnienie rodzica, który nie chce, by jego dziecko rozwijało się pod okiem zadowolonego ze swojej pracy i płacy, nauczyciela. Ktoś na sali jest przeciw? Nie widzę. Dziękuję.
Z drugiej strony, nie rozumiem epitetów jakimi jesteśmy, my rodzice, raczeni ze strony kadr pedagogicznych na łamach wszelakich mediów. "Trzeba było się w szkole uczyć, też byście byli nauczycielami", "niech klasówki waszych dzieci sprawdza spawacz albo opiekunka starszych w Niemczech", "Nauczyciel może być kasjerem, ale kasjerka nie może być nauczycielem". Po co w ten sposób? Dlaczego sprowadzamy protest nauczycieli nie na te tory, na które trzeba?
Rodzice nie zarządzają budżetem państwa. A szkoda. Rodzice nie głosują przeciwko podwyżkom ich pensji. Po pierwsze nie chcą, po drugie nikt ich o zdania nie pyta.
W ciągu wielu lat transformacji gospodarczej, warunki pracy i uprzywilejowania wybranych grup społecznych uległy naturalnej zmianie. W firmach prywatnych pracuje się dłużej niż przewiduje kodeks pracy, urlopy nie zawsze są dostępne w pożądanych terminach, zwolnienia lekarskie są często powodem do zwolnień chorującego pracownika, a wypłata bardzo rzadko jest wypłacana w terminie. Słowem - nie jest różowo.
Z tej perspektywy argumenty wysuwane przez nauczycieli, które podkreślają szczególnie ciężki charakter ich pracy, działają na resztę społeczeństwa jak płachta na ... Polaka. Że są przemęczeni, że pracują w domu, a praca z dziećmi to naprawdę ciężki kawałek chleba. Zgoda. Pytanie kto w naszym kraju ma życie usłane różami.
Czy zamiast używać argumentów o faktycznie niskich zarobkach, przeładowanych programach nauczania i niewielkich możliwościach awansu wyrażonego w dodatkowych premiach motywacyjnych, trzeba miotać gromy na niski poziom intelektualny kasjerek, górników, spawaczy i opiekunek osób starszych?
Mechanizm ten choć okrutny, wydaje się niesłychanie skuteczny.
Kiedy się nie chce dać podwyżek nauczycielom, rozsiewa się retorykę ich lenistwa i postkomunistycznych przywilejów.
Kiedy się nie chce dać środków na godne życie niepełnosprawnych, mówi się do mediów, że to nieroby, że śmierdzą i chcą więcej pieniędzy na papierosy i niczym nieuzasadnione wyjścia do kina i teatru. 
Kiedy się nie zamierza dać pieniędzy na lokalny sport, wytyka się brak tradycji danej dyscypliny w mieście i szydzi z obcokrajowego składu drużyny. W żużlu ta zasada nie obowiązuje.
I ostatni przypadek. Kiedy żal zrezygnować z pokaźnych przychodów miasta, wmawia się radnym i społeczeństwu, że opłata za użytkowanie wieczyste, to raptem kilkadziesiąt złotych rocznie na mieszkańca.
Efekt jest taki, że jesteśmy skłóceni. Żremy się między sobą. Sedno problemu się rozmywa. I o to chodzi.
Drodzy nauczyciele, chcemy żebyście zarabiali więcej. Serio. Chcemy, żebyście z uśmiechem mogli przychodzić do pracy, którą kochacie i która pozwala Wam godnie żyć. Naprawdę. Nie wpisujcie się, w skutecznie działającą propagandę szukania wrogów, tylko wykorzystajcie potencjał rodziców, którzy ochoczo Was wesprą. Razem jest nas więcej. Osobno, rozdrabniamy swoją siłę przebicia.
Zarobki nie są przecież nagrodą za dobre wyniki w szkole. Płaca to wynagrodzenie za dobrze wykonaną pracę - miejmy nadzieję, że już niedługo również w Polsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeszcze będzie normalnie.

Czas jest nie najłatwiejszy jednak po co sobie go jeszcze bardziej utrudniać? Na informację o pustych sklepowych półkach drżą nam ko...