wtorek, 17 marca 2020

Jeszcze będzie normalnie.


Czas jest nie najłatwiejszy jednak po co sobie go jeszcze bardziej utrudniać?
Na informację o pustych sklepowych półkach drżą nam kolana. Dlaczego jednak nikt nie pyta jaki obrót zrobił w tej sytuacji sklep, producent, pośrednik w sprzedaży? Czy pamiętamy kiedy ostatnio market sprzedał cały swój towar mydlano - dezynfekcyjno - higieniczny? Albo makaronowo - ryżowo - konserwowy? Do ostatniej sztuki? Do samego przeterminowanego woreczka? I do ostatniej rozerwanej kosteczki mydełka?


Znany dziennikarz sportowy roztkliwia się nad losem biednych, pozbawionych możliwości grania i zarabiania piłkarzy. Klubów, które niechybnie nie podniosą się po tej finansowej kwarantannie, o której nie wiadomo kiedy się skończy. Czemu w tym miejscu nie pomyśleć o tym, jak po obecnej hekatombie kibice będą nieludzko spragnieni widowisk sportowych i to w każdym wydaniu. Może odrodzi się miłość do ligi pingpongowej, albo pasja do rozgrywek badmintonowych? Jak na głodzie będziemy szukać turniejów brydżowych, szachowych, a kto wie może i warcabowych?
Tracą biura podróży, ale kwitnie sprzedaż sklepów internetowych. Gastronomia stacjonarna śpi snem nieobsługującego kelnera, za to jedzenie na dowóz lub odbiór przeżywa renesans. Nocne kluby zgasiły neonowe światła, ale apteki nie narzekają na brak klientów.


Gdzieś tracimy, by w innym miejscu zyskać. Nie dajmy się zatem wpędzić w ponury taniec wołających do kamery mędrców dziedzin wszelakich, którym pesymizm i panika służą za narzędzie do dobrze płatnej pracy. Nie wszystko się kończy. Nie wszystko idzie na zatracenie. Jest czas siłowania się z bestią nie do końca znanej natury, ale to nie znaczy, że w każdym scenariuszu jesteśmy skazani na porażkę. Istnieje życie po koronawirusie. Jak to zwykle czynią ludzie, i tym razem dostosujemy się do okoliczności. Zapełnimy stadiony. Zarobimy swoje pieniądze. I zaprosimy przyjaciół do restauracji. I będziemy mądrzejsi. Do następnej epidemii przygotujemy się lepiej.





niedziela, 15 marca 2020

Co robić kiedy trzeba zostać w domu


Dobrym pomysłem na odpoczynek od kolejnego odcinka serialu w dobie globalnej pandemii może się okazać wysiewanie pomidorów i rzodkiewek, które wydadzą plony, miejmy nadzieję, już po tym przymusowym bezruchu. Jest marzec, zatem moment wydaje się idealny. Właściwie poza ziemią do warzyw i oczywiście nasionami, które jednak nie są specjalnie drogie nie potrzebujecie niczego więcej. Stare pojemniki po jogurtach i serkach, skrzynki lub kartony po butach, koszyki wielkanocne zbyt duże by nieść w nich święconkę do kościoła i deszczówka z pojemnika, który przypadkiem został na podwórku i od niechcenia gromadził wodę po niedawnych ulewach. Aha! Jeszcze odrobina chęci by ruszyć z miękkiego fotela i wyłączyć telewizor. 


Pojemnik po jajkach nie dość, że nie ląduje w śmietniku to jeszcze dodaje uroku parapetowi z rezydentkami czyli doniczkami sukulentów, które jeszcze nie wiedzą czy zaakceptować nowego w stadzie czy stać dalej z godnością :)


Maleństwa już wkrótce z plastikowych kubków, powędrują na gruntownie przygotowane pole uprawne... No, prawie przygotowane. W końcu przed nami jeszcze dwa tygodnie zakotwiczenia w domu. Zostawmy sobie coś na później.


Poza rolnictwem warto zająć się teraz reanimacją naszych napędzanych mięśniami jednośladowych poprawiaczy nastroju i kondycji fizycznej. Gdyby ktoś nie skojarzył, chodzi o kończące swój sen zimowy rowery. Przy sprzyjającej pogodzie mogą się one okazać jedną z niewielu okazji do opuszczenia, choć na chwilę, dotychczasowego adresu zamieszkania. Warto im poświęcić nieco uwagi... i pomarzyć o wycieczkach w urokliwe zakątki.


We wszystkich tych czynnościach towarzyszyć nam mogą imigranci, którzy jako niemowlęta osiadły na naszym skrawku prywatnej ziemi i jak się okazuje dzielnie przetrwały u nas zimę, której praktycznie nie było. Widzą wszystko. Czuwają nad każdym naszym ruchem. I ...jak będą chciały to pomogą :) Na razie łapią słońce.



A jakie są Wasze sposoby na życie w obrębie domowych pieleszy?

niedziela, 21 lipca 2019

Doniczka miłości


Czysto teoretycznie. Gdyby środowiska LGBT zaprzestały na jakiś czas wszelkich marszów i aktywności, w kogo osiłki Maryi rzucałyby doniczkami i jajkami? Opcje są dwie. Pustka braku wroga mogłaby być dla większości armii zbawienia na siłę, nie do udźwignięcia i skończyłoby się wyrwami w psychice. Lub też. Bez problemu znalazłby się inny wróg. Do wyboru: Izraelici, rowerzyści/biegacze, ekolodzy, opozycja, kobiety pracujące, kobiety niepracujące, kobiety w ogóle, ateiści, ateiści praktykujący, wierzący niepraktykujący - lista praktycznie nie ma końca. 
Jest tyle siłowni, na których można wypocić nienawiść i złość. Są imprezy sportowe, na których wykrzyczeć można swoją miłość do rodzimej drużyny.
Zadziwiające w jaki sposób udaje się usiedzieć spokojnie w ławce organizacji, w której jawnie mówi się o lobby homoseksualnym, miłości seminaryjnej, wykorzystywaniu naiwności i szczerych intencji niewinnych dzieci i wysłuchiwaniu nawoływania do walki z sodomią? Gdzie jest ta blokada w logicznym myśleniu? Komu jest niezbędne do życia, funkcjonowanie w zakłamaniu?
Pytanie ostatnie. Jak czujesz się rycerzu po zelżeniu kolorowego tłumu? Odczuwasz szczęście, niedosyt, a może strach, że następnym razem ofiarą będziesz dla odmiany ty? Bo kiedy polityczny wiatr zmieni kierunek, a nigdy nie wieje bez przerwy w tę samą stronę, znajdziesz się niechcący w sercu zbiorowiska "odmieńców" nie pasujących do nowego wzorca. Zabraknie IQ, nadbędzie kilogramów, a może granica przesunie się poza obręb twojego domowiska. Doniczka wyląduje wtedy na twojej głowie. Czy będzie to początek logicznych procesów myślowych? 

sobota, 20 kwietnia 2019

Jesteś tym, na co masz papiery.


Charakterystyczny dla rodzimej logiki jest fakt, że w obliczu strajku nauczycieli, bardziej skupiamy się na zagrożonych egzaminach niż na rzeczywistej edukacji. Zgoda, uczniowie poruszają się w warunkach niepewności i obniżonego komfortu w ważnym dla siebie momencie. Czy jednak dla decydentów Ministerstwa, nie mniej uciążliwa jest utrata przez młodzież kontaktu z nauką?! Ponad dwa tygodnie zajęć, które dzieci straciły bezpowrotnie. Czy to nie powinno być największym zmartwieniem ludzi, którzy są w państwie odpowiedzialni za edukację?
Pokłosiem takiego podejścia jest proceduralność, z jaką traktujemy w Polsce wiedzę. Stawiamy bardziej na papier dokumentujący uzyskanie stopnia naukowego niż na to, co faktycznie wiemy i jesteśmy w stanie wykorzystać w życiu i na stanowisku pracy. Formalności zamiast praktyczności.
Konfrontacja, której jesteśmy obecnie świadkami, zakończyłaby się być może, już po kilku dniach, gdyby zarządzającym oświatą urzędnikom, leżało na sercu, jak najlepsze przygotowanie przyszłych obywateli do funkcjonowania w tym miejscu na ziemi. Snu z powiek Rady Ministrów, nie spędzałyby kwoty podwyżek dla nauczycieli, ale w skali globalnej, setki zmarnowanych lekcji, owocem których mogły stać się ciekawe projekty albo nowatorskie pomysły. I to byłby właściwy argument, za poważnym podejściem do negocjacji, a nie obawa przed brakiem takich czy innych egzaminów. Koszt alternatywny zajęć, które się nie odbyły, jest tutaj niepoliczalny.
Ale w kraju nad Wisłą, nikt nad tym nie ubolewa.
Liczy się papier.
Lub jego brak.

wtorek, 2 kwietnia 2019

Żadnej panienki w okienku..


Średniej wielkości miasto na Śląsku.
Poczta Polska.
Okienko "z pełną obsługą osób niepełnosprawnych".

Dzisiaj jesteśmy na niebiesko. Bardzo fajnie. Ten dzień jest przypomnieniem, że wśród nas jest coraz więcej osób z autyzmem. Tylko czy przypadkiem nie zapominamy przez te pozostałe 364 dni w roku o osobach z wyzwaniami? Nikt z nich w tym czasie nie znika. Żeby nie musieli się przedzierać przez takie "okienka życia", trzeba mieć świadomość ich stałej obecności i prawa do normalnego życia. A świadomość ta, to wypadkowa udziału niepełnosprawnych w przedszkolach, szkołach i uniwersytetach. W zakładach pracy i przy urnach wyborczych. Wszędzie tam, gdzie toczy się zwyczajne życie. Albo jesteśmy pro life, albo nam się tylko tak wydaje. 

czwartek, 21 marca 2019

Kij w nauczycielskie mrowisko


Trudno mi uwierzyć w istnienie rodzica, który nie chce, by jego dziecko rozwijało się pod okiem zadowolonego ze swojej pracy i płacy, nauczyciela. Ktoś na sali jest przeciw? Nie widzę. Dziękuję.
Z drugiej strony, nie rozumiem epitetów jakimi jesteśmy, my rodzice, raczeni ze strony kadr pedagogicznych na łamach wszelakich mediów. "Trzeba było się w szkole uczyć, też byście byli nauczycielami", "niech klasówki waszych dzieci sprawdza spawacz albo opiekunka starszych w Niemczech", "Nauczyciel może być kasjerem, ale kasjerka nie może być nauczycielem". Po co w ten sposób? Dlaczego sprowadzamy protest nauczycieli nie na te tory, na które trzeba?
Rodzice nie zarządzają budżetem państwa. A szkoda. Rodzice nie głosują przeciwko podwyżkom ich pensji. Po pierwsze nie chcą, po drugie nikt ich o zdania nie pyta.
W ciągu wielu lat transformacji gospodarczej, warunki pracy i uprzywilejowania wybranych grup społecznych uległy naturalnej zmianie. W firmach prywatnych pracuje się dłużej niż przewiduje kodeks pracy, urlopy nie zawsze są dostępne w pożądanych terminach, zwolnienia lekarskie są często powodem do zwolnień chorującego pracownika, a wypłata bardzo rzadko jest wypłacana w terminie. Słowem - nie jest różowo.
Z tej perspektywy argumenty wysuwane przez nauczycieli, które podkreślają szczególnie ciężki charakter ich pracy, działają na resztę społeczeństwa jak płachta na ... Polaka. Że są przemęczeni, że pracują w domu, a praca z dziećmi to naprawdę ciężki kawałek chleba. Zgoda. Pytanie kto w naszym kraju ma życie usłane różami.
Czy zamiast używać argumentów o faktycznie niskich zarobkach, przeładowanych programach nauczania i niewielkich możliwościach awansu wyrażonego w dodatkowych premiach motywacyjnych, trzeba miotać gromy na niski poziom intelektualny kasjerek, górników, spawaczy i opiekunek osób starszych?
Mechanizm ten choć okrutny, wydaje się niesłychanie skuteczny.
Kiedy się nie chce dać podwyżek nauczycielom, rozsiewa się retorykę ich lenistwa i postkomunistycznych przywilejów.
Kiedy się nie chce dać środków na godne życie niepełnosprawnych, mówi się do mediów, że to nieroby, że śmierdzą i chcą więcej pieniędzy na papierosy i niczym nieuzasadnione wyjścia do kina i teatru. 
Kiedy się nie zamierza dać pieniędzy na lokalny sport, wytyka się brak tradycji danej dyscypliny w mieście i szydzi z obcokrajowego składu drużyny. W żużlu ta zasada nie obowiązuje.
I ostatni przypadek. Kiedy żal zrezygnować z pokaźnych przychodów miasta, wmawia się radnym i społeczeństwu, że opłata za użytkowanie wieczyste, to raptem kilkadziesiąt złotych rocznie na mieszkańca.
Efekt jest taki, że jesteśmy skłóceni. Żremy się między sobą. Sedno problemu się rozmywa. I o to chodzi.
Drodzy nauczyciele, chcemy żebyście zarabiali więcej. Serio. Chcemy, żebyście z uśmiechem mogli przychodzić do pracy, którą kochacie i która pozwala Wam godnie żyć. Naprawdę. Nie wpisujcie się, w skutecznie działającą propagandę szukania wrogów, tylko wykorzystajcie potencjał rodziców, którzy ochoczo Was wesprą. Razem jest nas więcej. Osobno, rozdrabniamy swoją siłę przebicia.
Zarobki nie są przecież nagrodą za dobre wyniki w szkole. Płaca to wynagrodzenie za dobrze wykonaną pracę - miejmy nadzieję, że już niedługo również w Polsce.

środa, 20 marca 2019

Wściekłe polaczki


Jesteśmy jak tykające bomby. Idziemy ulicą i wytykamy, że buty brudne, beret za duży, a liść pod cudzym domem niezamieciony. Kupując bułeczki, słuchamy trzasku z impetem zrzuconej skrzynki z towarem wszelakim. Cóż, pani z obsługi sklepu, wstała lewą nogą. Stoimy na czerwonym - zdecydowanie za długo. Słońce, no dobrze, że świeci, ale mogłoby tak nie dawać po oczach, bo człowiek chodnika przed sobą nie widzi. Chodnik za mało dziurawy, znak drogowy nierówno wkopany. Litania właściwie dopiero się zaczyna..
Przechodzień uśmiechnięty to z pewnością niespełna rozumu. Rowerzysta - szalony, kto normalny jeździ w smogu. Listonosz - spóźniony, kominiarz - za brudny. Że też nie ma narzekania totalnego wśród dyscyplin olimpijskich. Bylibyśmy mistrzami.
Szukam w kanonie grzechów, pozytywnego myślenia - brak. Czyli wolno. Cierpienie, jako bohaterstwo, raczej też odchodzi już do lamusa. Dlaczego odczuwamy taką potrzebę bycia niezadowolonym? Dlaczego szczęśliwi czujemy się nieszczęśliwi?
Są wyjątki.
Kiedy spotykają się właściciele czworonogów na smyczy, w większości skurcz mięśni twarzy jest nieodzownym towarzyszem rozmowy. Znamy się, czy się nie znamy - uśmiech jest. " A jaki mały, a jaki duży, a jaki zadbany, a ile kupek dziennie robi?" no i ok. Nie zawsze trzeba dyskutować o literaturze wysokiej. 
Spacerujący z dziećmi, najlepiej niezbyt dorosłymi, z reguły wyzwalają w ludziach pozytywne odruchy. Poza przypadkiem, kiedy z radością taplają się w fontannie - wtedy budzą zupełnie coś innego.
Biblioteka jest takim pewniakiem, jeśli chodzi o pozytywne relacje między ludźmi. Nawet jeżeli przetrzymujesz książkę od trzech miesięcy, pani zawsze ma dla Ciebie uśmiech kasując opłatę karną.
Sąsiedzi bywają mili, bo muszą. Dla świętego spokoju życia w społeczności, dzień zawsze jest śliczny, a zima wyjątkowo łagodna.
Wnioski są proste.
Idąc do biblioteki, zabierz ze sobą pupila, jeżeli akurat nie masz pod ręką dziecka ze złotymi loczkami. Wybieraj się w tę drogę o takiej porze, w której na bank spotkasz sąsiada. Z jego pupilem. Nic nie szkodzi, że bez książki.
Alternatywą byłyby również spotkania w kawiarniach i pubach. Te jednak świecą u nas pustkami. Siedzenie w domach wciąż jeszcze wychodzi nas taniej.
Zamykanie świata w niedziele i hołdowanie etosowi domatorstwa, nie sprawi, że będziemy lepszym społeczeństwem. 
Nie kiśmy się w naszych domowych fortecach. Nie kumulujmy nawału emocji, które i tak gdzieś muszą znaleźć ujście.
Przestańmy się wstydzić uśmiechu, bez powodu. Myślenie o sobie i innych dobrze, to naprawdę cudowne, wyzwalające uczucie. Wściekłość, choć łatwiejsza, nie daje nawet promila tej radości. Uśmiecham się do Was szeroko tym tekstem. Mimo, że liście nadal leżą...

Jeszcze będzie normalnie.

Czas jest nie najłatwiejszy jednak po co sobie go jeszcze bardziej utrudniać? Na informację o pustych sklepowych półkach drżą nam ko...